Monday 6 August 2012

With my beloved sisters in Geneva: Lake, UN and return to Warsaw (volume 5)

W Crozet jest piekarnia, gdzie tylko rano można zakupić świetne bagietki i croissants. Zatem śniadanie było pyszne i obfite :) Co więcej, w owej piekarni nie tylko sprzedaje się wypieki, ale jest to również miejsce porannych spotkań przy kawie i croissants dla mieszkańców Crozet. To miała być niespodzianka - przejażdżka łódką po Jeziorze Genewskim. Okazuje się, że w Genewie, tak jak w Copenhagen, można wykupić bilet komunikacji miejskiej i przy okazji skorzystać z przejażdżki łodką po jeziorze. Problem był z zakupem biletu, gdyż nie działały automaty i nie można było płacić kartą, a tylko wyłącznie monetami. Jednak nie noszę przy sobie ponad 20 franków w tej postaci :) W końcu udało się zakupić bilety, dość nietypowe, bo na cały dzień, ale od godziny 9:00. Plan był dość napięty. Należało jeszcze zaopatrzyć siostry w szwajcarskie słodkości i odwiedzić ONZ. Szybka wizyta w Migros i tramwajem na Place des Nations. Dostaliśmy się wreszcie do środka, po szczegółowej kontroli osobistej, jak na lotnisku, należało jeszcze chwilę odstać swoje w małej kolejce. Następnie zrobiono mi zdjęcie i wręczono wizytówkę, z którą mogłem zwiedzić siedzibę  ONZ. Oczywiście wizyty z polskim przewodnikiem nie było, ale okazało się, że kolejna po angielsku była za ok. 1,5 godziny, jednak nie mieliśmy czasu, żeby na nią czekać. Szybki powrót tramwajem do CERN i na rowerach do Crozet. Po drodze zakup francuskich serów. Należało jeszcze zjeść obiad i spakować się. Tomek wpadł już po nas przed 18, a wylot był o 19:25. Pożegnanie było szybkie i mimo, że nogi czuły kilkudniowy wysiłek to uśmiechnięte twarze bardzo wymownie pokazywały zadowolenie, wyrażały dziękuję i trochę żal, że już trzeba wracać. Papa











No comments:

Post a Comment